Dziś o książce, którą przeczytałam w ubiegłym roku, a która była wśród najlepszych moich książek roku 🙂

Odczekałam trochę szał na tę książkę, chociaż zachwyty osób, których wybory książkowe bardzo mi odpowiadają, zachęcały mnie bardzo. No i w sumie trochę żałuję, że nie przeczytałam wcześniej
Powieść koncentruje się głównie na czasie „powodzi stulecia” (a nawet spotkałam się z hasłem ‚tysiąclecia’) z 1997 roku i dzieje się w Głuchołazach. Zaraz na samym początku dowiadujemy się, że znaleziono ciało utopionego chłopca, nastolatka.
Znakomita powieść, rewelacyjnie pokazany świat nastolatków, świetnie oddany tamten świat lat 90-tych. Ciekawie mi się czytało tym bardziej, że spędziłam kiedyś (pewnie w jakimś 86, 87 roku) trzy tygodnie w Głuchołazach, niektóre miejsca znałam więc z własnego doświadczenia, jak choćby ten bujany most, po którym za każdym razem przechodziłam z duszą na ramieniu!
Ale jedną rzecz muszę jeszcze napisać – autor mnie okrutnie zdenerwował – tym, że wzbudzał we mnie uczucia, o których nie chciałam wiedzieć, że je mam – bo, chociaż jak pisałam wyżej – od początku wiemy, że któryś z bohaterów nie żyje, to do prawie końca nie wiemy który. I tak sobie czytamy o tych czterech chłopakach, na początku każdy wydaje się taki łobuz, ale potem poznajemy ich coraz lepiej, poznajemy ich rodziny, ich życiowe szanse i … co chwila łapałam się na myśli – oby to był ten, oby to nie był ten … Okropne!
Rewelacja – bardzo polecam! A sama czuję się mocno zachęcona do sięgnięcia po inne powieści autora, mam nadzieję, że mnie nie rozczarują, jak np. równie głośne „Żmijowisko” chyba z tego samego roku.