Niekoniecznie dla dzieci – 4: cykl Selekcja

Dziś krótko na temat kilku powieści dziecięco-młodzieżowych – czyli kolejnych tomach cyklu literackiego, które sobie podczytuję od kilku już lat.

Wróciłam po dłuższej przerwie do dokończenia cyklu „Selekcja”. Pierwsze tomy („Rywalki”, „Elita”, „Jedyna”) opowiadały historię dziewczyny o imieniu America, która nie do końca zgodnie ze swoją wolą trafiła do krajowych eliminacji na … żonę następcy tronu.

Bardzo ‚dziewczyńska’, niezła dla ‚odmóżdżenia’, trochę naiwna, z całkiem fajną główną bohaterką i nieźle wymyślonym światem. Kraj i nowy podział kontynentów, dziwny podział grup społecznych budził skojarzenie z innym cyklem „Igrzyska śmierci”. Drugi tom to już trochę więcej, bo akcja się rozkręca w inną stronę niż się spodziewałam 😉 Ami to Kosogłos, kto by się spodziewał? Ale dzięki temu książka jeszcze bardziej mnie wciągnęła. Tom trzeci to finał historii miłosnego trójkąta 😉 O ile sam wymyślony świat, pomysł na eliminacje w celu wyboru żony dla księcia i cały wątek rebeliantów bardzo mi się podobały, to jednak ten trójkąt jest raczej słaby. I naprawdę trudno uwierzyć w miłość wielką między Ami a … Kompletnie niewiarygodny.

A czwarty i piąty tom to tym razem o kolejnym pokoleniu i sytuacji na odwrót – to dziewczyna ma wybrać swojego współtowarzysza. Sporo fajnych rozważań na temat oczekiwań rodziców, jakie mają względem dzieci – dlatego cykl nadaje się na wspólną lekturę!

Dla formalności dodam, że są jeszcze uzupełniające dwie nowelki. Jedna, „Książę”, pokazuje początek eliminacji od strony księcia Maxona, druga, „Gwardzista”, podobne wydarzenia widziane oczami Aspena, gwardzisty, dawnego ukochanego Ami. Oprócz tego jest kilka dodatkowych informacji na temat systemu obowiązującego w świecie stworzonym przez autorkę.

Klasycznie – 1: Balladyna, Skąpiec, Gloria Victis

Od czasu do czasu sprawdzam, jakie lektury aktualnie ma MC w szkole i dzięki temu czasem z przyjemnością wracam do niektórych 🙂 Dziś więc o trzech naszych wspólnie przeczytanych lub wysłuchanych 😉

Na początek „Balladyna”, z którą zetknęłam się w ostatnich latach dwukrotnie. Najpierw, w 2018 r. była to lektura, czytana z dziecięciem na głosy – muszę się tu pochwalić, że stworzyłam absolutnie wybitną kreację tytułowej bohaterki 😃😃😃

Ciekawe to było doświadczenie, bo jakoś wiele rzeczy wyparłam – np. Grabca 😉 No i fajnie było zderzyć się ze świeżym, nienabożnym spojrzeniem (żadne tam „Juliusz Słowacki wielkim poetą był” 😉 )

Kolejne spotkanie, już dwa lata później – wrzesień 2020, kolejna edycja Narodowego Czytania, tym razem właśnie „Balladyny”. I tak na chwilkę tylko włączyłam transmisję na żywo z czytania w Ogrodzie Saskim przez świetnych aktorów, no i … przepadłam, a po tych obu doświadczeniach polubiłam ten dramat dużo bardziej, niż gdy sama miałam go w szkole 😉

A tutaj link do tej transmisji – możecie sami sprawdzić, jak świetne były te postaci!

Lubię, kiedy MC ma w lekturach dramaty, bo często czytamy je razem na głos 🙂 Tym razem też tak było, a dzięki temu mieliśmy dużo frajdy.

Mam na temat lektur swoją, kontrowersyjną 😉, teorię – poza warstwą językową one się nic a nic nie starzeją i są wciąż aktualne. Trzeba tylko umieć odnaleźć do nich klucz dopasowania i analogie do dzisiejszych sytuacji. Przypomniany właśnie „Skąpiec” jest kolejnym dowodem tej mojej tezy. Pęd za pieniędzmi, chęć układania innym życia – czyż to nie jest aktualne i dziś?

Świetnie jest napisany – błyskotliwe teksty, ‚szarżujące’ dialogi, postaci zabawne. Może zmieniają się czasy, pewne okoliczności, ale charaktery ludzkie wciąż zmianom nie ulegają 😉

Wielkie zaskoczenie!

Dlaczego? Przecież czytałam dawno temu w szkole, coś tam pamiętałam, że o powstańcach, ale w sumie, jak się okazało, bardzo niewiele …

Teraz przy okazji tego, że była to lektura szkolna, postanowiliśmy ją wspólnie … przesłuchać, wykorzystując to, że mieliśmy trochę do przejechania samochodem. Znalazłam więc plik mp3 na Wolnych Lekturach i …

zostaliśmy zaczarowani przez dwie mistrzynie! Mistrzynię słów Elizę Orzeszkową – to, jak chociażby opisuje drzewa, jak nabudowuje stopniowo napięcie, zaczynając niby od kulminacji, ale przecież dopiero później dociera cała groza, jak pięknie przechodzi pomiędzy scenami lirycznymi, delikatnymi do scen brutalnych, opisów bitwy …

I mistrzynię interpretacji Danutę Stenkę, która tak pięknie to czytała, tak potrafiła jakoś wciągnąć słuchacza, że w kulminacyjnej scenie nie dało się powstrzymać łez, a tego to się kompletnie nie spodziewałam …

A później obejrzeliśmy też razem „Nad Niemnem” i jak inaczej, jakoś tak pełniej, z większą uwagą się ten serial oglądało!

Bardzo polecam i dlatego linkuję do Wolnych Lektur 🙂

Niekoniecznie dla dzieci -2 – Tajemnice domu handlowego Sinclairs – Katherine Woodfine

Dziś chciałabym przedstawić bardzo przyjemny i ciekawy cykl kryminalny dla młodzieży – „Tajemnice domu handlowego Sinclairs”. Kto mnie zna, wie, że bardzo lubię literaturę dziecięco-młodzieżową i jestem aktywną ‚wypożyczaczką’ tego działu w mojej gminnej bibliotece 🙂 Tę książkę polecono mi zresztą właśnie w niej i bardzo jestem z tego polecenia zadowolona.

To opowieść o szesnastoletniej Sophie, która z dnia na dzień traci wszystko i żeby jakoś żyć musi zacząć pracować. Dla panienki, która miała służbę i żyła w bogatym świecie, to bardzo trudne. Ale trafia się idealna okazja – Sophie dostaje posadę ekspedientki w dziale kapeluszy w nowym ogromnym domu towarowym pana Sinclaira. Dom towarowy to czarowne miejsce z mnóstwem ciekawych sklepów, a na otwarcie szykowana jest wystawa bardzo cennych klejnotów, w tym intrygującej pozytywki w kształcie ptaszka, który za każdym razem gra inną melodię. Niestety w noc przed otwarciem pozytywka razem z innymi klejnotami zostają skradzione, a podejrzenie pada na biedną Sophie, która była widziana na miejscu zbrodni.
Czy uda jej się oczyścić swoje dobre imię? Czy znajdzie się ktoś, kto jej pomoże? I po co właściwie ukradziono te klejnoty? Na te pytania odpowiedzi znajdziecie w powieści 🙂 Historia bardzo ciekawa, postaci sympatyczne, ciekawie zarysowana zagadka związana z ojcem Sophie i tajemniczym zbrodniarzem Baronem.

W drugim tomie Sophie razem z przyjaciółką Lil otrzymuje … zlecenie rozwiązania sprawy zaginięcia bardzo cennej broszki. Trochę to dziwne, bo po pierwsze Sophie i Lil nie są przecież detektywkami, a młodymi dziewczętami, po drugie zlecenie złożyła młodziutka debiutantka, a po trzecie, broszka, prezent od przyszłego męża debiutantki, zawiera w sobie pewien tajemniczy klejnot z Dalekiego Wschodu. Kolejna część z bardzo fajną, ciekawą intrygą plus bardzo dobrze wplecioną historią dawnej chińskiej dzielnicy Londynu. Sporo zagadek, znowu pojawia się tajemniczy Baron, i tym razem dowiadujemy się, że ma on jednak sporo wspólnego z rodzicami Sophie. Ale co? Tego niestety dalej nie wiadomo …

Sophie i Lil mają do rozwiązania kolejną zagadkę. Tym razem z domu handlowego znika pewien tajemniczy obraz. Ale jak? Przecież pokój, w którym obrazy czekały na otwarcie wystawy, był zamknięty. I kto podmienił go na jego kopię wykonaną przez bardzo miłą młodą damę – studentkę sztuk pięknych? Jak w poprzednich częściach, znowu mamy ciekawą główną zagadkę, tym razem też fajnie sportretowane środowisko artystyczne. I znowu pojawia się tajemniczy Baron, ale dalej nie wiadomo, czy i jak przyczynił się do śmierci rodziców Sophie.

Niestety na pozostałe części muszę teraz trochę poczekać, a potem zresztą czeka mnie kolejny cykl o tych bohaterkach, gdy założą swoje własne biuro detektywistyczne Taylor i Rose 🙂 Ale o tym pewnie kiedyś napiszę 😉

Na koniec dodam jeszcze tylko, że wzorce autorka ma bardzo dobre – skojarzenia miałam i z „Małą księżniczką”, i z „Wszystko dla Pań”.

Charlie, Ania i babcia, czyli … hurtownia książek dla dzieci

Jako że pierwszą przeczytaną przeze mnie w tym roku książką była książka dla dzieci, pierwszy wpis od bardzo dawna poświęcę kilku takim pozycjom – może wybierzecie którąś z nich na prezent dla znajomego dziecka? W końcu niedługo Dzień Dziecka 🙂

 
Na początek Roald Dahl i Charlie Bucket, którego znają chyba wszyscy. A przynajmniej pierwszą część jego przygód, która jest również lekturą szkolną (a do tego została sfilmowana, nowsza wersja z J. Deppem jest świetna!). Młodziutki Charlie wygrywa jeden z pięciu złotych biletów, które uprawniają do wizyty w fabryce czekolady pana Willy’ego Wonki. Potem jest oczywiście opisana cała ta wizyta, ale tu już oszczędzę Wam szczegółów, bo lepiej o nich poczytać. Myślę jednak, że niewiele osób wie, co się działo dalej, już po tym, gdy to Charlie został jedynym wybrańcem. O tym w drugiej części, w czasie której rodzina Charliego i pan Wonka podróżuje szaloną szklaną windą po … kosmosie 😉
Cóż mogę więcej napisać – wyobraźnia Dahla jest niesamowita, jego poczucie humoru dość specyficzne, podejście do wielu rzeczy również dość pokrętne, aczkolwiek bardzo często się z nim zgadzam 🙂 Do tego to, co mnie bardzo urzeka w jego książkach, to łamanie norm językowych, zabawa językiem, gry słów (wielkie uznanie dla tłumacza – pani Magdaleny Heydel). I tylko żal, że już się nie dowiemy, jak Charlie zarządzał fabryką i jak się skończyło spotkanie w Białym Domu. 



Książka – powrót do jednej z ukochanych lektur z dzieciństwa. Od pierwszej klasy, gdy mama zapisała mnie do biblioteki publicznej (dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego), ta książka na zmianę z "Jednorożcem" była w stałym zestawie wypożyczanych – tzn. wypożyczałam po 4-5 książek i zawsze w tym zestawie była któraś z tych dwóch na zmianę 🙂

Bardzo fajnie było do niej wrócić i odkryć, że miała na mnie duży wpływ, co widzę teraz. A w czym? W podejściu do dzieci – to jest naprawdę niesamowite i fantastyczne uczucie dokonywać takich odkryć (niedawno miałam tak też z Anią z Zielonego Wzgórza).

To historia małego chłopca, który tęskni za tym, żeby mieć babcię i ją … wymyśla oraz historia pewnej babci, której bardzo przyda się towarzystwo i pomocna dłoń 🙂

   

A skoro wyżej wspomniałam o Ani, to na koniec trzy pierwsze części, które przeczytałam w ramach powtórki (kolejne niedługo). Ponieważ prawie wszyscy znają fabułę, to tylko króciutko – pierwszy tom to historia młodziutkiej sieroty, która przypadkiem, przez pomyłkę trafia na Zielone Wzgórze do domu starszego rodzeństwa Mateusza i Maryli. W drugiej części Ania próbuje swoich sił jako nauczycielka w szkole w Avonlea, mierząc się dodatkowo z wyzwaniem wychowania dwójki bliźniaków Toli oraz Tadzia (który jest moją ulubioną postacią w tej opowieści), a w trzecim studiuje na wymarzonym uniwersytecie, gdzie przeżywa przede wszystkim różne zawirowania  miłosne 🙂

To mój sentymentalny powrót po latach bardzo wielu. Dostrzegłam w pierwszej części wiele prostych i mądrych rzeczy, które chyba mnie jakoś ukształtowały, choć nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę, zwłaszcza jako rodzica. Natomiast doceniam teraz ogromnie jak wspaniale udało się Lucy Maud Montgomery w "Ani na uniwersytecie" pokazać dziewczęta na progu dorosłości, już nie dzieci, a przecież jeszcze nie do końca dojrzałe kobiety …

Wszystkie trzy i kolejne części oraz pozostałe wyżej wymienione polecam z czystym sumieniem!

Harry Potter i kamień filozoficzny – Joanne K. Rowling

Z okazji Dnia Dziecka dla wszystkich dzieci, małych i tych większych, i tych całkiem już dużych – wszystkiego wymarzonego 🙂

No i nie może w dniu dzisiejszym na blogu pojawić się inna książka niż z literatury dziecięcej. Jak stali czytelnicy wiedzą, Młody Czytelnik jakiś czas temu rozpoczął swoją przygodę z Harrym (nadal jest przy piątym tomie – ładna pogoda trochę go od czytania odciąga, ale mi to nie przeszkadza, bo mimo wielkiej miłości do słowa pisanego, uważam, że rower i przebywanie na świeżym powietrzu jest w tym wieku lepsze od komputera, telewizora i książek 😉 ). A ponieważ ma podobny charakter do mnie i lubi dzielić się wrażeniami, postanowiłam, że też podejmę rękawicę i przeczytam. Na razie za mną tom pierwszy i o nim właśnie poniżej.

Może na początek napiszę, że nie dziwię się temu szałowi Potterowemu. Książka jest świetnie napisana już od samego początku. Każdy prawie rozdział kończy się ‚cliffhangerem’, więc jak tu odłożyć lekturę?
Fabułę pewnie wielu z Was zna (bo mam wrażenie, że chyba jestem ostatnią osobą, która nie zna tej serii), więc w skrócie wielkim – Harry Potter jest sobie zwykłym chłopcem, może trochę bardziej nieszczęśliwym niż inni, bo wychowywanym przez niezbyt mu przychylną rodzinę matki. Jego rodzice nie żyją, ale ich śmierć owiana jest mgłą tajemnicy. I nagle przychodzą 11 urodziny chłopca, a wraz z nimi list z zaproszeniem do szkoły magii i czarodziejstwa zwanej Hogwartem. I wtedy się zaczyna 😉 Poznawanie czarodziejskiego dziedzictwa Harry’ego, poznawanie akademii czarów (ech, któż nie chciałby chodzić do takiej szkoły?), poznawanie dziwnych profesorów, magicznych stworzeń i innych dziwów. Wraz z Harrym przeżywamy naukę latania na miotle, pierwsze przyjaźnie, problemy z nauczycielami, kolegami, odkrywamy tajemnice jego pochodzenia, a także ten największy i najpilniej strzeżony sekret ukryty na 3 piętrze. Czym jest kamień filozoficzny? Dlaczego nie powinien dostać się w niepowołane ręce? Kto zagraża Harry’emu? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w pierwszym tomie.

Muszę przyznać, że na początku trudno mi się to czytało – wprowadzenie w świat Hogwartu trwało zdecydowanie za długo, choć oczywiście zrozumiałe jest, że i ten świat, i reguły nim rządzące musiały zostać wyjaśnione – ale w pewnym momencie, jak mnie wreszcie wciągnęło!, to już poszło 🙂 Wielkim plusem książki są wyraziste, charakterne postaci; na pochwałę zasługuje przedstawienie przyjaźni, lojalności i poświęcenia dla innych. A wszystko doprawione oczywiście humorem. Na koniec więc dwa ulubione fragmenty Młodego Czytelnika, dotyczące rodziny najlepszego przyjaciela Harry’ego – Rona Wesley’a 🙂 :

"- A teraz wy dwaj … w tym roku macie mi się zachowywać przyzwoicie. Jak dostanę choćby jedną sowę z wiadomością, że … wysadziliście w powietrze toaletę albo …
– Toaletę w powietrze? Nigdy nie wysadziliśmy żadnej toalety.
– Ale to wspaniały pomysł. Dzięki, mamo."
(…)
"Szybko! – zawołała matka i trzej chłopcy wsiedli do wagonu. Wychylili się przez okno, nadstawiając policzki do pocałowania, a dziewczynka zaczęła płakać.
– Nie płacz, Ginny, wyślemy ci mnóstwo sów.
– Przyślemy ci sedes z Hogwartu.
– George!
– Tylko żartuję, mamo."

cyt.:
"Harry Potter i kamień filozoficzny" J. K. Rowling, wyd. Media Rodzina, 2000r., str. 104-106

Puc, Bursztyn i goście – Jan Grabowski

Dziś, w kolejnym odcinku wspólnych międzypokoleniowych ‚czytanek’ przenosimy się w czasie. Ta książeczka była moją lekturą szkolną w drugiej klasie, dziś jest nią nadal, ale pojawia się w klasie trzeciej (co nie zniechęciło Młodego Czytelnika przed wzięciem jej ze szkolnej biblioteki).

To, co pamiętałam ze szkolnych lat, to zarys fabuły. Do dwóch psiaków wiejskich przyjeżdżają goście z miasta i niezbyt dobrze te miejskie pieseczki sobie radzą. Ot, tyle. Ciekawa byłam bardzo, jak też spodoba się to dzisiejszemu ‚targetowi’.

Ku mojemu małemu zaskoczeniu okazało się, że Puc i Bursztyn nie do końca mieszkały na wsi, raczej we dworku pod niedużym miasteczkiem, do którego swobodnie sobie biegały, by na rynku powymieniać ploteczki z miejscowymi psami. W gości przyjechała krewna właścicieli z dwoma psami – Mikado i Tjuzdejem. I, o ile Tjuzdej przejawiał wyłącznie zdegustowanie, Mikado ciekawsze o wiele życie "prowincjonalne" bardzo przypadło do gustu. Jeszcze bardziej panna Krysia, która, nie wahając się ani chwili i narażając własne zdrowie, uratowała Mika z … A nie, nie zdradzę, ciekawa jestem, czy pamiętacie? 🙂

Młodemu Czytelnikowi, ta prosta przecież i niezbyt zawiła fabularnie, historyjka bardzo się spodobała. I nie przeszkadzało mu wcale ani słownictwo, które niekoniecznie dziś występuje powszechnie, ani przestarzałe niekiedy przedmioty czy zwyczaje (książka została pierwszy raz wydana w 1933r. jak podaje Wikipedia, w naszym egzemplarzu bibliotecznym wzmianka o prawach autorskich pochodzi z 1946r.). Niezwykle emocjonująco podchodził do losów piesków przeżywając ich przygody – śmiał się w głos, gdy było wesoło, zamierał ze strachu, gdy było strasznie, kręciły mu się łzy w oczach, gdy było smutno. Czyż trzeba czegoś jeszcze od dobrej lektury?

A tu mamy jeszcze coś, na co kompletnie nie zwróciłam uwagi jako dziecko. Jan Grabowski przepięknie i z ogromnym szacunkiem i miłością pisze o zwierzętach (te wszystkie zdrobnienia – Pucunio, Bursztyńsio :)) – to rzadko spotykane! Do tego wykazuje dogłębną znajomość zwierzęcej psychiki, zachowań – widać, że musiał mieć z nimi styczność i że je kochał. I, jak mało o nim wiemy, jak mało jego książek czytamy, a przecież to, jak na tamte czasy, był człowiek wielu talentów – uczył matematyki (był autorem podręczników), studiował historię sztuki, pisał monografie zabytków, przewodniki po Warmii i Mazurach. Ale najwięcej serca poświęcał podobno pisaniu książek dla dzieci – i to się czuje!

Warto wrócić od czasu do czasu do lektur szkolnych – a może i tam odnajdziemy po latach perełki?

Czytane wspólnie – Janosch kulinarnie

npcpj

Niewielkie jest nasze wspólne doświadczenie z Janoschem. Wcześniej czytaliśmy tylko „A w Wigilię przyjdzie Niedźwiedź„, które mnie niezbyt przypadło do gustu (bo moim zdaniem to chyba nie jest książka dla dzieci 😉 ), młodemu czytelnikowi podobały się tylko niektóre fragmenty i wybrani bohaterowie, na szczęście nie zwrócił uwagi na to, co mnie najbardziej niepokoiło w owym czasie 😉

Ta jednak niewielka książeczka o tytule „Na pociechę  coś pysznego” z podtytułem – gotuj z Misiem i Tygryskiem – zawierająca przepisy kulinarne obydwojgu nam się spodobała.

Młody czytelnik był pod urokiem psotnego Tygryska, mnie spodobało się terapeutyczne potraktowanie jedzenia.

Mamy tu np. coś na sercowe zmartwienia, przekąska na moc ducha i coś, co dobrze wpływa na samopoczucie. Różni bohaterowie przygotowują najróżniejsze potrawy, a nam leci ślinka i zaczynamy zastanawiać się nad tym, jak ważne jest wspólne jedzenie z bliskimi osobami i jak wiele można przez potrawy przekazać.

Jeśli ktoś lubi specyficzny humor Janoscha, to nie trzeba go do tej książeczki zachęcać, a tym, którzy go jeszcze nie znają, mogę ją śmiało polecić na początek – przy tej całkiem „łagodnie” można sprawdzić, czy nadajemy z autorem na podobnych falach.

A po książeczkę sięgnęłam z ukrytym celem 🙂 – zaliczam ją bowiem do grudniowej edycji wyzwania „Book-Trotter” 🙂

Czytane wspólnie

Dziś, z powodu działań tzw. siły wyższej i innych priorytetów, cotygodniowy wpis o lekturach dla młodego czytelnika nie będzie zawierał opisu żadnej książki, tylko krótkie wprowadzenie do tematu, które pewnie powinno było pojawić się najpierw 🙂 Wprowadzenie, które wyjaśni niektóre pojęcia, określi definicje i tym podobne…

Przede wszystkim winna jestem sprecyzować, kto to młody czytelnik, czyli  tzw. target docelowy 😉 Otóż, najbliższy mnie młody czytelnik chodzi już do szkoły, jest w wieku tzw. (tak, dzisiejszy wpis jest sponsorowany przez ten właśnie skrót 😉 ) wczesnoszkolnym. To, myślę, określa również profil książek, opowiadań i innych form opisywanych w ramach tej, nowej na blogu, kategorii.

Kolejnym określeniem, które wymaga wyjaśnienia, jest "czytane wspólnie". W naszym przypadku, o ile nie będzie zaznaczone inaczej, dotyczy to czytania na głos. Tak właśnie. Tyle, że to na szczęście nie ja czytam 🙂 Pewnie pojawią się też takie książeczki, które czytaliśmy wspólnie, ale osobno.

A jakie książeczki będziemy przedstawiać? Najróżniejsze, zarówno klasykę – baśnie, legendy, książki mojego dzieciństwa, bo chętnie je wyciągam, te najnowsze również. Taka ‚przeplatanka’ 🙂

No i muszę jeszcze koniecznie pochwalić swojego młodego czytelnika. Na koniec pierwszej klasy dostał nagrodę – za największą liczbę przeczytanych książek ze szkolnej biblioteki (a pierwszaki mogły dopiero w drugim półroczu) – niech się Wam nie wydaje, że wystarczało tylko co tydzień wymieniać książkę – pani za każdym razem sprawdzała 🙂

No, to tyle tytułem wprowadzenia -do następnego razu 🙂

Karolcia – Maria Krüger

W Nowym Roku postanowiłam wprowadzić pewne urozmaicenia na blogu. Jednym z nich jest nowa kategoria – "Czytane wspólnie – lektury dla młodego czytelnika". Jak być może niektórzy słusznie będą kojarzyć, jest to wynik pewnego konkursu 🙂 W ramach tej kategorii pojawiać się będą (w planie jest raz w tygodniu w weekend) opisy książek dla dzieci w wieku wczesnoszkolnym, opisy, które prezentować będą opinię moją i młodego czytelnika też.

Na pierwszy ogień idzie dziś "Karolcia" Marii Krüger, która do dziś jest szkolną lekturą (dla mojego pokolenia też była). W szkole mojego dziecka mają taki zwyczaj, że w każdy piątek mogą sobie wypożyczyć książkę ze szkolnej biblioteki. I dzięki temu niedawno pojawiła się u nas w domu "Karolcia" właśnie.

Bardzo byłam ciekawa, jak się spodoba dzisiejszemu pokoleniu młodych ludzi wychowanych zupełnie w innej erze, zwłaszcza, że i dla nas rzeczywistość tej opowieści była już troszkę nieaktualna. Poza tym chciałam sobie przypomnieć historię błękitnego koralika, by sprawdzić, jak bardzo się ‚postarzałam’.

Moje wszystkie obawy szybko zostały rozwiane – to się daje czytać i dzisiaj. Dzieci zawsze bowiem dziećmi będą i na wszystkie jednakowo oddziaływać będzie moc tajemniczego koralika, który może spełniać marzenia – zresztą, czy ktoś z dorosłych też by czasem takiego nie chciał?

I choć pewnie można by się dopatrywać lekkiej ‚agitki’ socjalistycznej, to dla dzieci, które urodzone są już po roku 2000 – kompletnie niewyczuwalna. Zwraca jednak ich uwagę język – lekko już przestarzały, ale – ile frajdy może nam sprawić odkrywanie nowych słów (poszerzenie słownictwa – niebagatelna korzyść z czytania!), czy znaczeń.

A jeśli chodzi o samą historię – Karolcia i jej kolega Piotr to naprawdę sympatyczne dzieciaki, nie są
zepsute, rozpieszczone i choć oczywiście najpierw myślą głównie o swoich
pragnieniach, to przecież jednak w końcu walczą o coś, co przyniesie
korzyść innym. Mamy tu też elementy nadprzyrodzone w postaci groźnej wiedźmy Filomeny, która czyha na koralik, ożywających kamiennych lwów i … możliwości bycia niewidzialnym.

Podsumowując – "Karolcia" wciąż zdaje egzamin i może być interesująca dla dzieci epoki komputerowej. A, i właśnie mi się przypomniało – śmiało może promować wspólne zabawy na podwórku!

A teraz oddaję głos młodemu czytelnikowi:

"Najbardziej nie podobało mi się, jak Filomena goniła Karolcię, żeby mieć koralik. A najbardziej podobało mi się, jak Karolcia pomogła prezydentowi miasta. Najfajniejszy bohater to … koralik" – na moje wątpiące spojrzenie – "przecież mógł mówić." A czy warto to przeczytać? "Warto przeczytać, bo można się nauczyć, że jak ktoś chce coś zabrać, to trzeba odmówić."
A na pytanie, czy czasem nie można się nauczyć z tej książki, że warto pomagać innym i nie myśleć tylko o tym, co by się chciało dla siebie padła odpowiedź – "przecież ja to już umiałem" 😉