Dziś krótka notka na temat książki, którą przeczytałam jako pierwszą tegoroczną ze Stosikowego wyzwania. Książki, którą otrzymałam w prezencie w ramach świątecznej wymiany upominków na jednej z Facebookowych grup książkowych.
Bardzo mi się ta książka podobała, jak zresztą inna tej autorki – „Lawendowy pokój” (trochę żałuję, że się jej pozbyłam ), którą czytałam kiedyś.
Historia Marianne, której wydaje się, że w wieku 60 lat nic więcej na nią już nie czeka. Nudne, monotonne, ciągle takie same dni, mąż, który w zasadzie nigdy się nią nie interesował. To wszystko sprawia, że Marianne decyduje się na desperacki krok – skacze z mostu do Sekwany. Ale zostaje uratowana i … ucieka.
Ucieka do pięknego miejsca – miasteczka Kerdruc w Bretanii. Uciekając od życia wreszcie je znajduje, przy okazji wpływając również na życie kilku innych osób.
Książka o tym, że nigdy nie jest za późno i zawsze warto do siebie wrócić